środa, 30 marca 2016

Odcinek 1

Sobota, czyli drugie śniadanie w CERN-ie

Dusza to ukłucie świata. Jak igłą. Mamy szczęście, że Ziemia nie jest nadmuchanym balonikiem i nie pęka przy każdych narodzinach. Gdy dusza odchodzi, pozostawia po sobie dziurę. Świat jest wielką pieprzniczką. Albo solniczką. Światów jest wiele, zaś wszechświat jeden i jest jednym wielkim chlebem pokrojonym nierówno. Dusza przelatuje przez kolejne równoległe kromki, jak bozon w zderzaczu hadronów. Materia wszechświata cały czas się powiększa, dzięki czemu kromek jest nieskończenie wiele, tak żeby dusze-igły nigdy nie przestały przebijać kolejnych kromek. A więc dusze są nieśmiertelne.
Materia wszechświata cały czas się powiększa jak ciasto, jest pulchna, pachnie drożdżami, można ją ugniatać palcami. Można ulepić kulki chlebowe, można przelać przez nią denaturat. Materia wszechświata jest dobra jak chleb. Kiedy dusze akurat znajdują się pomiędzy kolejnymi kromkami, są jak masło albo majonez. Łączą równoległe wszechświaty, tworząc kanapkę z igłą. Igły szuka się w stogu siana, bo jest mała jak dusza. Nigdy nie wiadomo, gdzie akurat znajduje się dusza w ciele człowieka. Gdzie w ciele mężczyzny, a gdzie w ciele kobiety? A więc człowiek jest jak kanapka z igłą.