Sobota,
czyli drugie śniadanie w CERN-ie
Dusza
to ukłucie świata. Jak igłą. Mamy szczęście, że Ziemia nie jest nadmuchanym
balonikiem i nie pęka przy każdych narodzinach. Gdy dusza odchodzi, pozostawia
po sobie dziurę. Świat jest wielką pieprzniczką. Albo solniczką. Światów jest
wiele, zaś wszechświat jeden i jest jednym wielkim chlebem pokrojonym nierówno.
Dusza przelatuje przez kolejne równoległe kromki, jak bozon w zderzaczu
hadronów. Materia wszechświata cały czas się powiększa, dzięki czemu kromek
jest nieskończenie wiele, tak żeby dusze-igły nigdy nie przestały przebijać
kolejnych kromek. A więc dusze są nieśmiertelne.
Materia wszechświata cały czas się powiększa jak
ciasto, jest pulchna, pachnie drożdżami, można ją ugniatać palcami. Można
ulepić kulki chlebowe, można przelać przez nią denaturat. Materia wszechświata
jest dobra jak chleb. Kiedy dusze akurat znajdują się pomiędzy kolejnymi
kromkami, są jak masło albo majonez. Łączą równoległe wszechświaty, tworząc
kanapkę z igłą. Igły szuka się w stogu siana, bo jest mała jak dusza. Nigdy nie
wiadomo, gdzie akurat znajduje się dusza w ciele człowieka. Gdzie w ciele
mężczyzny, a gdzie w ciele kobiety? A więc człowiek jest jak kanapka z igłą.