środa, 12 lipca 2017

Manifestyn

Manifestyn

Dzień dobry, chciałbym zostać uchodźcą.
Zakochać się w twojej córce, postawić jej kawę,
zabrać do kina, powiedzieć, że jest najlepsza,
że ma nogi jak miód, oczy ifryta, miętowy język,
kiedy palimy jednego papierosa na pół,
że wtedy kołdra przypomina mi wydmy,
siedem lasów, siedem gór, które musiałem przejść
w drodze do łóżka, na kolację i śniadanie,
ugotowałbym coś egzotycznego, pokazał dużo,
jak pali się fajkę zamiast ludzi.

Mógłbym u ciebie pracować,
sprzątać, leczyć, prowadzić ciężarówki,
przyniósłbyś mi bombę, a ja bym ją rozbroił,
bo wiem, jak to jest, kiedy wybucha ci cały świat.
Chciałbym ci pomóc, zostać twoim bohaterem.

Mógłbym zostać uchodźcą z kosmosu, przybyć w pokoju,
zabrać ze sobą Junga, Elvisa, Barbarellę,
nie poznać Ziemi, poznać się na ludziach,
stwierdzić, że w równoległym wszechświecie
na pewno jest milej, na pewno świeci więcej słońc,
spakować się z powrotem, schować w rakiecie
ładne rzeczy i ładnych ludzi, bo szkoda kilku
książek, kilku obrazów i gitar, koni na biegunach żal,
szkoda lasów, puszcz, puszczania kaczek na wodzie,
w której nie można się wykąpać,
ucieklibyśmy do innej galaktyki
i kąpali się tam w gwiazdach,
bo kosmici są bardziej gościnni niż Polacy.

Zakochałbym się też w twoim synu, paradowałbym z nim
równo jak w marszu,
równo jak kreski od twojej karty kredytowej,
równo jak wobec prawa do czegoś,
o czym już zdążyliśmy zapomnieć.
Mógłbym wyciągnąć parasolkę,
ochronić się przed deszczem, przed meteorytami,
odlecieć z przyjaciółmi, a zginąć od twoich słów.
Najpierw jednak zwiedziłbym cały świat,
przekonał się, że istnieją więcej niż dwie płcie,
że miłość i seks to nie tylko kwestia otworów,
a ty czego dziś używasz w łóżku?

Kupiłbym się na manifestynie,
mieniłbym się w słońcu, można by mnie wybrać
spośród kolorowych, białych i czarnych,
z całej puli genowej świata, zjeść, wypić
jak zupę pierwotną, przytulić, zanurzyć ręce we włosach
jak w ziarnach, zasiać, złowić
spośród takich samych jak ty, trochę innych,
nienormatywnych, nienormalnych,
bardziej moralnych niż twój ksiądz.
Chciałbym też przyprowadzić swojego boga,
ale on już dawno tutaj jest, przyszedł do Mieszka
i od tamtej pory mieszka wygodnie, zaprasza.

Mógłbyś mnie zaprosić do siebie, nic nie mówić,
nie porównywać, nie chować w szufladzie
obok pistoletów na biało-czerwone kulki,
których boję się najbardziej, bardziej
niż karabinów, bombowców, wilków wyklętych.
Chciałbym być fajny, chciałbym,
żeby było tu miło, kulturalnie, multikulturalnie,
chciałbym się nie bać, chciałbym ci pomóc,
bo mógłbym być wszystkim, tylko nie tobą.



Erazma Michalus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz